• Andrzej Nowak // Spontaneous Music Tribune (25 juin 2019)
Roztańczony, free jazzowy alt i gitara z dużym prądem, która z lisią zręcznością pląsa wokół i zwinnie improwizuje – oto aktorzy, z którymi skaczemy w ogień żarliwego free improv, granego z dużą klasą, wyczuciem formy, budowanego w atmosferze bardzo dobrej komunikacji wewnętrznej. Sowity duet, mocny przekaz, brak dramaturgicznych wątpliwości – już po minucie muzycy bez trudu wchodzą w pierwsze mikroeskalacje, kreują dźwięk, który ma brzmienie, siłę wewnętrzną i nieodparty urok osobisty. Po kolejnej minucie pierwsze garście hałasu i rytm, który podaje Julien. Mette tańczy wokół niego, zalotnie spogląda w stronę gitarzysty i zdaje się być po brzegi ust naładowana emocjami. Po chwili przerwy już niemal gada do niego przez ustnik, a alt, niczym taśma przesyłowa, ubarwia narrację dętym ślinotokiem. Gitarzysta nie pozostawia tego bez reakcji – tryska różnorodną fonią, aż iskrzy na scenie. Liczy ołowiane struny, kreuje nowe plamy hałasu, wchodzi w krótkotrwałe imitacje, a na finał buduje zmysłowy dron. Trzecia historia zdaje się być sucha na wiór – alt mimowolnie prycha, gitara grzmi i mruczy. Kierunek działania – preparacje. Dość szybko narracja osiąga niemal industrialną gęstość. Od ciszy po hałas, pasmo jedynie słusznych decyzji dramaturgicznych. W 6 minucie symfonia wysokich dronów, potem odrobina zalotnych spojrzeń – szorstka, męska zabawa obojga płci.
Czwartą opowieść buduje czysty, ekspresyjny alt. Gitara podaje rytm i brzmi niczym czereda groźnych basów. Oto początek ballady dla złych. Z każdą sekundą sieć dźwięków gęstnieje, nabiera brudu i smoły w brzmieniu. Alt ciągnie ku górze coraz intensywniej, niemal spirytualnie. Na gryfie kawalkada wydarzeń, mrok fonii, która rozbłyska ogieniem. Corowy numer płyty kończy się krzykiem, poprzedzonym paradą hałasu i eksplozją temperamentów obu muzyków. Chwila odpoczynku tuż potem – dialog krótkich fraz, gitara niczym maszyna wysokoprężna (tu nie ma dźwięku, którego nie można by zagrać), alt raczej dba o niuanse brzmieniowe, ale w ramach kropki nad „i” daje do wiwatu! Szósta historia znów stawia pióro recenzenta do pionu – dynamiczny potok suchych westchnień wprost z rozgrzanych dysz altu zostaje świetnie komentowany przez filigranowe, metaliczne dźwięki z gryfu. Mette ciągnie flow pod sklepienie niebieskie, potem Julien łamie go zmyślnym meta rytmem. Tańce, swawole i obopólne drony na wytłumieniu. Wreszcie sam finał tej ekscytującej podróży – parada szumów z tuby i milczącego amplifikatora. Efektowne intro, z którego wyłania się post-industrialna kawalkada coraz bardziej wilgotnych fonii. Po krótkim stoppingu, zabawa w sonorystykę użytkową, tuż nad gęstym strumieniem modulowanego basu. Last minute – szorstki tembr altu ginie w siarczystym dronie, budowanym przez zakrzywione fale radiowe, wprost z umęczonej gitary, odciętej od zasilania.
• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •
Sorry, the comment form is closed at this time.